19 czerwca 2011

Rozdział 4 Jezioro cz.1

Odgłos nerwowego uderzania w drzwi wejściowe przerwał ciszę i spokój panujące w całym domu.
- Colin! Otwieraj, do cholery! - przytłumiony głos zza drzwi próbował przypomnieć mieszkańcom o swoim właścicielu.
- Musisz tak głośno? Przerwałeś mi czytanie – mężczyzna zachowując pozorny spokój otworzył drzwi i ujrzał w nich zdenerwowaną twarz swojego przyjaciela – Przestań naruszać moją przestrzeń terytorialną, bo cię zjem.
- Pfff... - prychnął wchodząc do domu – Nie zrobiłbyś tego. Za bardzo mnie lubisz.
Wyszczerzył zęby w wymuszonym uśmiechu i nie przejął się groźnymi spojrzeniami rzucanymi przez wampira stojącego obok.
- Dobrze. Skoro formę powitalną mamy za sobą, zapytam: co cię do mnie sprowadza? - powiedział Colin i nie zważając na swojego gościa sięgnął po książkę i zaczął czytać.
- Widzę, że bardzo cię to obchodzi...ale i tak ci powiem. Po to tu jestem. Domagam się wyjaśnienia co robisz całymi dniami i nocami, kiedy cię nie ma!
- To proste. Wtedy, gdy nie ma mnie w domu, jestem w innych miejscach – odparł z bezczelnym uśmieszkiem
- Nigdy nie wychodziłeś na tak długo chyba, że musiałeś się...posilić.
- Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek prosił cię o niańczenie mnie. Masz szczęście, że znamy się tyle lat, bo nie wyszedłbyś stąd żywy, po takiej rozmowie ze mną.
Colin podszedł do okna. Patrzył nieobecnym wzrokiem na spadające krople deszczu. Po chwili odezwał się dziwnie zmienionym głosem:
- Mam w tym mieście parę spraw do załatwienia. Nie pytaj, jakie to sprawy, bo i tak ci nie powiem. Może kiedyś to zrozumiesz, ale teraz...ja sam siebie nie rozumiem...
Nathaniel nie wiedział co powiedzieć. Colin nigdy nie mówił mu zbyt wiele o sobie, o tym co czuje, co myśli. Ale chyba nikogo nie powinno to dziwić. Po tym jaką krzywdę wyrządzili mu ludzie, którym ufał.
Podszedł do mężczyzny stojącego przy oknie i położył mu rękę na ramieniu. Wampir ostrzegawczo warknął, ale Nathaniel się tym nie przejął.
     - Posłuchaj...Ja po prostu się o ciebie martwię. Ostatnio zachowujesz się dziwnie i jeszcze ta wyprowadzka...Nie wiem jak mam to rozumieć.
     - Nie musisz tego rozumieć! - wykrzyknął Colin i wyrwał się z uścisku przyjaciela.
     Nathaniel zamrugał zdziwiony. Już tyle lat minęło, a on dalej się nie przyzwyczaił do błyskawicznego znikania Colina. Ta cholerna wampirza szybkość...


* * *


     Chciał być sam. Chciał wszystko przemyśleć. Chciał zrozumieć...Ale co chwila do jego myśli wkradała się pewna osóbka, która od dwóch tygodni zaprzątała głowę Colina.
Czy ja mam prawo nazywać siebie drapieżnikiem? Co to za drapieżnik, który czuje w obecności swojej potencjalnej ofiary coś więcej niż tylko głód? Czy ktoś kiedykolwiek widział wilka, który rozmawia z sarną? Nie. No właśnie. Chociaż był taki przypadek – czytałem o tym – gdzie tygrysica uznała malutką antylopę za swoje młode...ale przecież do jasnej cholery nie jestem tygrysicą!
     Dopiero, gdy spostrzegł gdzie się znajduje, przestał zaśmiecać swoją głowę głupimi myślami o łańcuchu pokarmowym. Zaklął pod nosem i chciał się odwrócić i odejść, ale nie mógł. Po chwili stwierdził, że to nic złego, że chce odwiedzić swoją „podopieczną”. Skierował więc swe kroki w stronę jej domu.

1 komentarz:

  1. Doskonale przedstawiłaś odczucia Colina. Biedny czuje sie zaskoczony tym co odkrył o samym sobie. Niesamowite emocje. Ciekawe jak rozwiąże ten problem. Widzę, ze zdecydował sie ją odwiedzić... Na pewno z niej nie zrezygnuje, ale czy ona, gdy dowie sie prawdy o wypadku rodziców, będzie mogła mu zaufać?
    Bardzo mi się podobało i czekam na kolejną część. Dziękuję za info :-) Gdybyś miała ochotę to i u mnie nowy rozdział. Pozdrawiam
    Prithika

    OdpowiedzUsuń