15 kwietnia 2012

Rozdział 14 Porozumienie


Schemat znów się powtarzał. Ona nic nie mówiła, a on przynosił jej jedzenie, którego nie jadła. W końcu nie wytrzymał i rzucił talerzem o ścianę. Gdy rozległ się huk Megan drgnęła.

- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała cicho, nie patrząc w jego kierunku.

- A jaką robi ci to różnicę?! I tak byś tego nie zjadła – warknął.

Podszedł do niej i stanął naprzeciwko, ale dziewczyna nie podniosła wzroku. Chwycił ją za ramiona świadomy, że musi być to dla niej bolesne.

- Przestań natychmiast!

- Ale co? - spytała udając obojętność.

- Udawać cholernego męczennika, który wyświadcza światu przysługę głodząc się!

W odpowiedzi westchnęła ze znużeniem.

- Nic ci przecież, do cholery, nie zrobiłem!

Podniósł ją stanowczym ruchem każąc spojrzeć sobie w oczy, ale Megan uparcie odmawiała patrzynia na niego. Chwilę czekał na odpowiedź.

- Mnie nic nie zrobiłeś – powiedziała smutno akcentując pierwsze słowo.

Colin wyglądał, jakby dostał w twarz. Puścił ją i odsunął się o kilka kroków. Mimo że nie chciał dopuścić do siebie tej myśli, zabolało go to co powiedziała.

- Nie rozumiesz jeszcze, że chcę twojego bezpieczeństwa? Może nie zacząłem zbyt dobrze, ale naprawdę chciałem ci pomóc – wyszeptał i odwrócił się by odejść. Podbiegła do niego i chwyciła go za rękę.

- Przepraszam.

Spojrzał na nią zdziwiony.

- Pomogłeś mi i jestem ci za to wdzięczna – Spojrzała mu w oczy po raz pierwszy od początku trwania tej rozmowy – Ale to nie zmienia faktu, że zabiłeś moich przyjaciół. Zabiłeś ich, rozumiesz? Na to nie ma usprawiedliwienia.

Odsunął się. W jego oczach mimowolnie znów pojawił się ten ból, choć dopilnował tego, żeby żaden mięsień jego twarzy nie drgnął.

- Wiem o tym.

Odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi. Po chwili zdziwiony przystanął słysząc jej drżacy od emocji głos.

- Nie chcę zostać sama...

Nie została. On został razem z nią.


* * *

Siedzieli w ciszy w salonie, który wydał się jej bardziej przytulny niż wcześniej. W powietrzu wisiało zakłopotanie spowijając obecne tam postacie. W końcu Megan postanowiła zacząć rozmowę:

- Jak długo jesteś...no wiesz...inny? - palnęła.

Zaśmiał się cicho widząc jej rumieniec.

- Chciałaś powiedzieć – wampirem? - przytaknęła – Powinnaś nazywać rzeczy po imieniu. A odpowiadając na twoje pytanie, to nie wiem dokładnie – 300 może 350 lat...

- Nie wiesz? - zapytała z niedowierzaniem – Jak można nie wiedzieć, które urodziny aktualnie się obchodzi?

Spojrzał na nią i od razu tego pożałował. Wyglądąła pięknie, a zarazem tak niewinnie i...młodo.

- Po tylu latach miałam prawo zapomnieć, a urodzin nigdy nie obchodziłem, nawet jako człowiek.

Megan straciła zainteresowanie wzorem na tapecie i skierowała wzrok na siedzącego obok niej wampira.

- Dlaczego?

Uśmiechnął się smutno, ale nie odpowiedział.

_______________________________

Ok. Więc...chyba wróciłam. Nie spodziewałam się, że będą osoby, które zmartwi nieopublikowanie kolejnej notki. Jak widać w komentarzach - myliłam się. Nie wiem czy uda mi się dokończyć to opowiadanie, ale postanowiłam spróbować. No i jestem! A razem ze mna kolejny rozdział. Następny ukaże się za tydzień. I prosze o komentarze, bo to przecież one karmią wybrednego pana Wena ; P

Pozdrawiam
Meggie