29 czerwca 2011

Rozdział 4 Jezioro cz. 2

     Megan wchodziła do szkoły, gdy usłyszała przy swoim uchu chichot. Odwróciła się i ujrzała Sarę, która przyglądała jej się krytycznym okiem, ale minę – jak zawsze – miała pogodną i uśmiechniętą.
- Jak zwykle wyglądasz jakbyś miała za chwilę umrzeć...
- Ja też się cieszę, że Cię widzę. Poza tym, nie muszę być cały czas uśmiechnięta.
- Czemu nie? Ja tam wolę widzieć twoje piękne ząbki – uśmiechnęła się słodko jak to miała w zwyczaju robić.
     Megan zauważyła dwóch chłopaków idących w ich stronę. Pierwszy był wysoki i szedł z wysoko podniesioną głową, którą okalały ciemne, lśniące w słońcu włosy. Przez nieprzenikniony wyraz twarzy przebijała się wyższość i pogarda. Kroczył dość szybko, a za nim próbował nadążyć drugi chłopak. Ów osobnik był nieco niższy i nie szedł z taką gracją jak ten pierwszy. Za to na twarzy wymalowana była zawsze obecna – wesołość i beztroska. W jego oczach Megan zauważyła wielką ufność.
- Właściwie miałam ci o tym powiedzieć wcześniej, ale nie było okazji. To są moi przyjaciele: Adrian i Allan. A to jest Megan – dziewczyna, o której tyle wam opowiadałam...
     Po przywitaniu się i poznaniu nawzajem udali się razem do stołówki. Gdy usiedli i zaczęli rozmawiać Megan mogła przez chwilę przyjrzeć się nowym znajomym. Zauważyła, że nie tylko ona wpadła na ten pomysł. Adrian w najwyższym skupieniu studiował wygląd jej twarzy i nic nie robił sobie z tego, że obiekt obserwacji to zauważył. Gdy dziewczyna uśmiechnęła się do niego zażenowana, on obrzucił ją po raz ostatni łaskawym spojrzeniem i odwrócił wzrok.


* * *

     W sobotni poranek obudził ją dźwięk telefonu
- Megan? Ty jeszcze śpisz?
- Już nie śpię. Przed chwilą mnie obudziłaś...
- Nie czas teraz na przekomarzanie się. Za godzinę masz być gotowa.
- Gotowa, na co?
- Przecież jedziemy dzisiaj nad jezioro. Adrian wpadnie po ciebie samochodem – na ten słowa Megan mimowolnie zadrżała – Swoją drogą chyba wpadłaś mu w oko...
- Tak? Żeby tylko nie stracił przez to wzroku... - Sara wybuchnęła śmiechem, ale Megan nie było wesoło.
     Nie dość, że nie może spać to jeszcze od samego rana będzie musiała znosić głupie docinki nowego kolegi. Już w godzinę po poznaniu zaczął się z niej nabijać. Był całkowitym przeciwieństwem Allana, który chodził zawsze życzliwy i uśmiechnięty – wprost emanowała od niego radość.
- Dobrze. Postaram się zdążyć. Najwyżej sobie poczeka.
     Niestety Megan się przeliczyła. Adrian nie poczekał. Dokładnie pięćdziesiąt osiem minut po rozmowie z Sarą wparował do jej pokoju. Pech chciał, że Megan w tym czasie próbowała zapiąć stanik.
     Adrian stanął w progu i z nonszalanckim uśmiechem oparł się o framugę drzwi. Dopiero, gdy książka – jedna z licznych egzemplarzy – rzucona przez dziewczynę, minęła jego twarz o centymetr, wyszedł rzucając dziewczynie kpiące spojrzenie.
     Całą drogę nad jezioro Megan czuła się nieswojo. Zdawała sobie sprawę z natarczywych spojrzeń rzucanych w jej kierunku. Wzrok Adriana. Megan pomyślała, że ten chłopak potrafiłby zabić samym spojrzeniem.
     Sara, która nie miała pojęcia o wydarzeniu w pokoju przyjaciółki, paplała jak najęta, nie dając innym dojść do słowa. Przymilała się do Allana, a ten jako pierwszy zauważył dziwne zachowanie jednej z dziewczyn.
- Megan, nic ci się nie stało? Jesteś jakaś inna...Źle się czujesz? - Na te słowa Adrian nieznacznie drgnął, ale szybko się zreflektował.
- Wszystko dobrze. Jestem po prostu trochę zmęczona...Sara nie dała mi spać dzisiaj rano.
     Gdy wreszcie dojechali wypadli z samochodu i ruszyli w kierunku jeziora. Tylko Megan postanowiła, że uda się na spacer. Chciała zostać sama ze swoimi myślami.

                                                         _____________________

Musiałam zmienić tytuł, bo moja wizja tego rozdziału trochę się zmieniła. Pierwsze spotkanie będzie następnym razem...

19 czerwca 2011

Rozdział 4 Jezioro cz.1

Odgłos nerwowego uderzania w drzwi wejściowe przerwał ciszę i spokój panujące w całym domu.
- Colin! Otwieraj, do cholery! - przytłumiony głos zza drzwi próbował przypomnieć mieszkańcom o swoim właścicielu.
- Musisz tak głośno? Przerwałeś mi czytanie – mężczyzna zachowując pozorny spokój otworzył drzwi i ujrzał w nich zdenerwowaną twarz swojego przyjaciela – Przestań naruszać moją przestrzeń terytorialną, bo cię zjem.
- Pfff... - prychnął wchodząc do domu – Nie zrobiłbyś tego. Za bardzo mnie lubisz.
Wyszczerzył zęby w wymuszonym uśmiechu i nie przejął się groźnymi spojrzeniami rzucanymi przez wampira stojącego obok.
- Dobrze. Skoro formę powitalną mamy za sobą, zapytam: co cię do mnie sprowadza? - powiedział Colin i nie zważając na swojego gościa sięgnął po książkę i zaczął czytać.
- Widzę, że bardzo cię to obchodzi...ale i tak ci powiem. Po to tu jestem. Domagam się wyjaśnienia co robisz całymi dniami i nocami, kiedy cię nie ma!
- To proste. Wtedy, gdy nie ma mnie w domu, jestem w innych miejscach – odparł z bezczelnym uśmieszkiem
- Nigdy nie wychodziłeś na tak długo chyba, że musiałeś się...posilić.
- Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek prosił cię o niańczenie mnie. Masz szczęście, że znamy się tyle lat, bo nie wyszedłbyś stąd żywy, po takiej rozmowie ze mną.
Colin podszedł do okna. Patrzył nieobecnym wzrokiem na spadające krople deszczu. Po chwili odezwał się dziwnie zmienionym głosem:
- Mam w tym mieście parę spraw do załatwienia. Nie pytaj, jakie to sprawy, bo i tak ci nie powiem. Może kiedyś to zrozumiesz, ale teraz...ja sam siebie nie rozumiem...
Nathaniel nie wiedział co powiedzieć. Colin nigdy nie mówił mu zbyt wiele o sobie, o tym co czuje, co myśli. Ale chyba nikogo nie powinno to dziwić. Po tym jaką krzywdę wyrządzili mu ludzie, którym ufał.
Podszedł do mężczyzny stojącego przy oknie i położył mu rękę na ramieniu. Wampir ostrzegawczo warknął, ale Nathaniel się tym nie przejął.
     - Posłuchaj...Ja po prostu się o ciebie martwię. Ostatnio zachowujesz się dziwnie i jeszcze ta wyprowadzka...Nie wiem jak mam to rozumieć.
     - Nie musisz tego rozumieć! - wykrzyknął Colin i wyrwał się z uścisku przyjaciela.
     Nathaniel zamrugał zdziwiony. Już tyle lat minęło, a on dalej się nie przyzwyczaił do błyskawicznego znikania Colina. Ta cholerna wampirza szybkość...


* * *


     Chciał być sam. Chciał wszystko przemyśleć. Chciał zrozumieć...Ale co chwila do jego myśli wkradała się pewna osóbka, która od dwóch tygodni zaprzątała głowę Colina.
Czy ja mam prawo nazywać siebie drapieżnikiem? Co to za drapieżnik, który czuje w obecności swojej potencjalnej ofiary coś więcej niż tylko głód? Czy ktoś kiedykolwiek widział wilka, który rozmawia z sarną? Nie. No właśnie. Chociaż był taki przypadek – czytałem o tym – gdzie tygrysica uznała malutką antylopę za swoje młode...ale przecież do jasnej cholery nie jestem tygrysicą!
     Dopiero, gdy spostrzegł gdzie się znajduje, przestał zaśmiecać swoją głowę głupimi myślami o łańcuchu pokarmowym. Zaklął pod nosem i chciał się odwrócić i odejść, ale nie mógł. Po chwili stwierdził, że to nic złego, że chce odwiedzić swoją „podopieczną”. Skierował więc swe kroki w stronę jej domu.

13 czerwca 2011

Rozdział 3 Spalone wspomnienia, nowe perspektywy

Znudzonym wzrokiem patrzyła na szybko przesuwające się widoki zza szyby. Swoją drogą nigdy nie widziała tak pięknego krajobrazu, ale w tej chwili przyroda najmniej ją obchodziła. Z niedorzecznym przekonaniem czekała na jakiekolwiek zainteresowanie jej osobą ze strony cioci. Siedząc już jakiś czas z nadąsaną miną, powoli traciła nadzieję na jakiś humanitarny odruch czy gest. Nadal jednak nie zamierzała się do niej odezwać.
Ta wyprowadzka to nie był jej pomysł, więc nie rozumiała dlaczego musiała się do niego dostosować. To, że jej rodzice umarli nie znaczy, że ona musi zmieniać całe swoje dotychczasowe życie.
Nie miała wyboru i musiała pożegnać się ze znajomymi, przyjaciółmi, nauczycielami...Nie pałała do nich żadnym gorącym uczuciem, ale wszystkich znała. Tam gdzie pojedzie wszyscy będą obcy.
Nie miała przyjaciół ani chłopaka, bo była typową szarą myszką – niczym nie wyróżniającą się spośród tłumu. A teraz przyszło jej zacząć wszystko od nowa.
Tak bardzo nienawidziła żadnych zmian i nie umiała nawiązywać znajomości. Teraz nie zostało jej nic innego jak pozyskać nowych znajomych w nowym miejscu.
Właściwie to nawet dobrze, że wyjeżdżam. Zacznę wszystko od początku, w nowym miejscu, wśród nowych ludzi.
Wodziła rozmarzonym wzrokiem po budynkach wyłaniających się zza wzniesień. Zastanawiała się, w którym będzie teraz mieszkać. Miała nadzieję, że dom będzie duży i z ładnym ogródkiem.
Megan wprost uwielbiała kwiaty, ale ze względu na niewielką przestrzeń w jakiej mieszkała, nie miała wokół siebie żadnej roślinności.
Nie było jej trudno rozstać się z poprzednim miejscem zamieszkania. Nigdy nie nazwała tego budynku domem. Dla niej były to tylko cegły, a nie prawdziwy dom wypełniony miłością i ciepłem. Bo przecież to ludzie powinni tworzyć taką atmosferę, takie miejsce, do którego każdy chce wrócić. A ona nie chciała. Nigdy.
Coraz bardziej znużona, oparła głowę o szybę i odpłynęła w krainę snów. Obudził ją lekki wstrząs i ból głowy po uderzeniu w przednie siedzenie. Dojechali. Próbowała pokazać, że nie obchodzi jej ta cała sytuacja ale nie umiała ukryć ciekawości malującej się na jej twarzy.
Cały budynek prezentował się bardzo ładnie. Dość duży, cały z drewna, ale w dobrym guście. Naokoło rosło wiele drzew, a dalej zaczynał się las.
Od razu pobiegła na górę do swojego nowego pokoju. Był o wiele większy od poprzedniego i wreszcie miała gdzie trzymać swoje nieprzebrane ilości ubrań i biżuterii.
Ściany pokryte zostały, przez poprzednich właścicieli, jasnoniebieską farbą i było na nich mnóstwo miejsca na obrazki górskich krajobrazów, które Megan tak lubiła. W pokoju dominowała ogromna dębowa szafa z mnóstwem miejsca na ubrania i inne drobiazgi. Całe pomieszczenie było bardzo dobrze oświetlone dzięki wielkiemu oknu, za którym rozciągał się piękny krajobraz.
Megan postanowiła, że rozpakuje wszystkie swoje rzeczy, żeby mieć później czas na zwiedzanie okolicy. Wyjęła wszystko z torby i opróżniła pudła stojące w pokoju. Zajęło jej to więcej czasu niż podejrzewała. Trochę znużona pracą fizyczną położyła się na chwilę na łóżku, ale nie przewidziała, że Morfeusz wyciągnie do niej swe dłonie.
Kiedy już się obudziła za oknem robiło się ciemno. Mimo wszystko Megan postanowiła pozwiedzać nowe miejsca. Chwyciła płaszcz wiszący na krześle i wybiegła z domu.
Szła żwawym krokiem, coraz bardziej zagłębiając się w las. Domy w tym małym miasteczku były ustawione od siebie dość daleko. To miało swoje plusy. Nikt nie musiał się martwić żadnym ciekawskim sąsiadem sterczącym w oknie.
Mijała kolejne drzewa i w miarę jak się ściemniało, robiło się coraz zimniej. Może nierozsądne z jej strony było chodzenie po lesie, którego się nie zna, w sytuacji, w której w każdej chwili może zapaść zmrok, ale Megan wcale to nie interesowało.
Podziwiała piękno natury. Rzadko miała okazję przebywać w miejscu, w którym nie czuje się spalin wydobywających się z samochodów.
Nagle Megan z hukiem wylądowała na ziemi. Winowajcą całego zamieszania okazał się być wystający korzeń pobliskiego drzewa. Oczywiście! Moja koordynacja ruchowa musiała mi o sobie przypomnieć... Wstając dziewczyna zauważyła leżący nieopodal swój pamiętnik. Musiał mi wypaść z kieszeni, gdy upadałam. No cóż...Wiem dobrze co powinnam z nim zrobić...
Znalazła w miarę dogodne miejsce, usiadła i wyciągnęła z kieszeni zapalniczkę. Po chwili wszystkie jej zapisane wspomnienia i myśli trawił ogień. W końcu zaczynam nowy rozdział w życiu. Bez niepotrzebnych łez i nieprzespanych nocy.


                                         *  *  *

Znienawidzony dźwięk budzika zmusił ją do wstania z łóżka. Spojrzała na kalendarz i zamarła. Dzisiaj muszę już iść do szkoły! Ciotka dała jej tydzień na zaaklimatyzowanie się w nowym środowisku. Ten okres miał swój koniec właśnie dnia 15 listopada.
Co za bzdura, żeby iść do nowej szkoły w środku semestru... - mruczała pod nosem pakując książki
Ciągle zaspana podeszła do okna i otworzyła jej na oścież. Zimny wiatr owionął jej rozgrzane ciało. Po pięciu minutach, w pełni sił witalnych i całkowicie rozbudzona tanecznym krokiem podeszła do szafy i wyjęła z niej ubrania – białą bluzkę z czarnym napisem, jeansową spódnicę i czarne buty na niewielkim obcasie. Szybko odświeżyła się w łazience i była już gotowa do wyjścia.
Megan kochała chodzić do szkoły i jednocześnie tego nienawidziła. Uwielbiała chłonąć wiedzę. Jej niezaspokojona ciekawość świata domagała się niezliczonej ilości informacji. Jednak jeśli chodziło o szkołę to zawierała ona też złą stronę – było w niej mnóstwo uczniów, wśród których Megan nie potrafiła się odnaleźć.
Cała droga do szkoły upłynęła jej na rozmyślaniu. Jak teraz będzie wyglądać moje życie? Nowy dom, nowa szkoła, nowe otoczenie – czy to znaczy, że ja też powinnam się zmienić? Być kimś nowym, zupełnie innym...Może wtedy znalazłabym przyjaciół. Ale po co udawać? Mogę być sama, ale z prawdziwą sobą...
Weszła do szkoły z niepewnością wymalowaną w oczach i szukała numeru sali, w której miała mieć pierwszą lekcję. Była już spóźniona 7 minut i nic nie wskazywało na to, że szybko pojawi się w klasie. Jeszcze przez pięć minut błądziła po korytarzu zanim wpadła na roześmianą dziewczynę.
- Przepraszam... - wybąkała i chciała odejść, ale zatrzymał ją głos nieznajomej:
- Hej! Jesteś tą nową z Perth*? - zapytała a uśmiech wciąż nie schodził jej z twarzy.
- Tak, to ja. Zgubiłam się...Mogłabyś mi pomóc? - spytała wciąż zdziwiona, że ktoś jest dla niej tak życzliwy.
     Jej poprzednia szkoła wypełniona była wypełniona po brzegi egoistycznymi i gburowatymi osobami.
- Jasne. Chodź. Pierwszą lekcję mamy razem. Jestem Sara. - powiedziała jasnowłosa
- Miło mi. Jestem...
- Megan. Wiem kim jesteś. Od tygodnia nie mówi się tutaj o niczym innym, tylko o dziewczynie z dużego miasta, która się tutaj przeprowadziła...
     Megan przyjrzała się uważnie poznanej dziewczynie. Wyglądała przyjaźnie, a jej uśmiech podbijał serca wszystkich ludzi. Jej twarz okalały jasne, proste włosy. Całego obrazu dopełniały zielone oczy, w których można zobaczyć tańczące wesołe ogniki.
Weszły do klasy i usiadły w jednej ławce. Przez cały czas większość uczniów rzucało jej zaciekawione spojrzenia, ale ona już się tym nie przejmowała. Słyszała złośliwe komentarze rzucone szeptem pod jej adresem. Pewnie nieczęsto ktoś przyjeżdża do tego miasteczka. Ale Megan udawała, że nic nie słyszy. Znalazła choć jedną osobę, która była dla niej życzliwa...



12 czerwca 2011

Rozdział 2 Początek całkiem nowej historii

Patrzył jak światło księżyca pada na jej twarz. Podczas snu wyglądała tak niewinnie i spokojnie. Jakby niedawno spadł z niej ciężar, który przytłaczał ją przez wiele lat.
Najciszej jak to tylko możliwe wślizgnął się przez okno. Z kieszeni wyciągnął mały, niepozorny notes i jak na zawołanie do jego głowy z ogromną siłą napłynęły wspomnienia tamtego wieczoru.
Wciągając ich martwe ciała z powrotem do samochodu nie czuje nic. Po wszystkim jego oczy są tak bardzo obojętne, a przecież zabił przed chwilą dwoje ludzi, czyż nie powinien czegoś czuć? Nie. On przestał odczuwać cokolwiek wiele lat temu. Patrząc w lusterko w samochodzie widzi strużkę krwi płynącą po jego brodzie. Ściera ją jednym ruchem. Teraz wystarczy tylko rozbić szybę i policja, która niedługo ich znajdzie pomyśli, że wpadli na drzewo. Ale coś odwraca jego uwagę. Zauważa mały, szary przedmiot leżący pod fotelem kierowcy. Bierze go do ręki i okazuje się, że to pamiętnik. Niepewnie otwiera go czując, że bezczelnie narusza czyjąś prywatność. Przerzuca kolejne kartki, aż jego wzrok zatrzymuje się na stronie, która jeszcze nie całkiem wyschła, pofalowanej od wsiąkniętej w nią wody. Czy to łzy?
„[...] Po raz kolejny czuję się, jakbym nie znaczyła nic. Czy to ja jestem tą złą? Czy to świat jest zły? Na pewno ktoś kto się mu sprzeciwia nie może mieć łatwego losu...A ja tylko chcę być szczęśliwa. Nienawidzę tego uczucia. Tego ogarniającego mnie rozczarowania. Wtedy mam ochotę krzyczeć i uderzać pięściami w co popadnie. Kolejne uczucie, którego nienawidzę to bezsilność. Wszechogarniająca mnie bezsilność, która zawsze pojawia się po złości. A złość? Złość jest moją bliską znajomą. To dzięki jej destrukcyjnej sile zapominam na chwilę o łzach, przykrości i niezrozumieniu. [...]”
Jeszcze przez chwilę przyglądał się śpiącej dziewczynie. Czy to właśnie w tę nocą, dzięki temu pamiętnikowi obudziło się w nim coś na kształt współczucia? Dawno nie czuł nic podobnego i wystraszyła go własna reakcja. A jednak w tym jednym momencie, które odmieni całego jego życie, stał tu, w jej w pokoju i nie było już odwrotu. Sam dobrze nie wiedział po co tu przyszedł. Co nim kierowało? Współczucie? Zrozumienie? A może zupełnie coś innego?
Gdy był jeszcze człowiekiem dla niego też świat był okrutnie bezlitosny. Wtedy właśnie nauczył się nienawidzić. Dlatego właśnie został tym, kim teraz jest. Chciał być silny. Chciał poczuć, że żaden człowiek już go nie skrzywdzi, że nikt mu nie zaszkodzi. Niewysłowioną radość sprawiało mu patrzenie w przerażone oczy swoich ofiar. Ludzie - tacy bezsilni, zdani na jego łaskę. A on...on nigdy nie miał dla nich litości. Tak jak oni nie mieli litości dla niego...
Położył pamiętnik obok śpiącej dziewczyny. Tknięty jakimś impulsem dotknął swoją zimną dłonią jej rozgrzany policzek, a ona bezwiednie przytuliła się do jego ręki. Znowu poczuł to nieznane ciepło w okolicy serca.
Wyprostował się i rozejrzał po pokoju. Wszędzie stały pudła. Szykuje się do wyprowadzki...Jeśli chcę ją chronić przed tym światem, muszę pójść za nią...


* * *

W ciemnym pokoju, który rozświetlało tylko światłą padające z kominka, siedział mężczyzna.
Wyglądał na dwadzieścia lat, ale był niesamowicie poważny jak na swój wiek. Na jego twarzy wyryte zostały wydarzenia upływających lat, co go trochę postarzało. W dłoni trzymał szklankę z sokiem i co parę minut machinalnie przykładał ją do ust.
      Po paru minutach usłyszał, że ktoś otwiera okno. Poczuł podmuch wiatru wędrujący po pomieszczeniu. Mimo to, nawet nie drgnął.
     Nie minęły dużo czasu, gdy usłyszał przy swoim uchu jedwabisty głos:
- Co robisz w moim domu?
- Czekam na ciebie. Pytanie brzmi: Dlaczego wchodzisz do swojego domu przez okno?Zawsze wiedziałem, że lubisz się popisywać...
- Nie, to nie to. Po prostu nie chciałem trudzić się wejściem po schodach – odparł z uśmiechem drugi mężczyzna siadając naprzeciwko pierwszego.
- Wy wampiry, macie specyficzne poczucie humoru. - westchnął zrezygnowany mężczyzna
- Masz rację, drogi Nathanielu. Bo my cali jesteśmy idealni. Nawet nasze poczucie humoru. - uśmiechnął się wrednie i zniknął na dwie sekundy, by pojawić się ze szklanką brunatnej cieczy.
     Przez chwilę nie mówili nic. Patrzyli tylko w tańczące płomienie ja zahipnotyzowani. Ciszę przerwał mężczyzna o imieniu Nathaniel
- Colinie, gdzie byłeś? - spytał choć był pewien, że nie otrzyma odpowiedzi
- To nie jest ważne.
- Dla mnie jest. Powiedz chociaż, co zrobiłeś z tym pamiętnikiem?
     Colin przez długa chwilę nic nie mówił. Patrzył nieobecnym wzrokiem na swojego towarzysza.
- Oddałem go właścicielce. Ona będzie wiedziała co z nim zrobić. - po chwili wahania dodał - Chcę, żebyś wiedział, że się wyprowadzam.
- Naprawdę? Mieszkasz tutaj od tylu lat...
- Tak, ale nie zauważyłeś jeszcze, że ja nie jestem sentymentalny? - przerwał jego wywody Colin - Dom to tylko parę ścian i trochę cementu. Równie dobrze mogę mieszkać gdzie indziej...
- Dobrze, już. Jadę z Tobą. I tak nic mnie tu nie trzyma – uśmiechnął się radośnie Nathaniel, ale drugi mężczyzna nie podzielał jego entuzjazmu - To gdzie będziemy mieszkać?
- Jeszcze dokładnie nie wiem.

                                      _____________


Witajcie!
To już trzecia notka w ciągu tygodnia. Zaszalałam! ; P Prawda jest taka, że byłam chora i siedziałam całe pięć dni przed komputerem. Teraz muszę iść do szkoły, a w związku z tym, że muszę zając się przygotowaniami do uroczystości szkolnej i balu, nie będę miała tyle czasu na pisanie. Normalnie notki będą się ukazywac średnio co dwa tygodnie. Może się zdarzyć sytuacja, że skończę wcześniej. Wtedy notka zostanie zamieszczona odrazu. Także wychodzi na to, że nie wiem dokładnie co ile będą się ukazywały nowe rozdziały. Najlepiej będzie jak czytelnicy zainteresowani moim opowiadaniem - czyli Wy ;D - będą co jakiś czas sprawdzać czy nie ma kolejnej notki. Jednak możecie być pewni, że zrobię wszystko co w mojej mocy, aby w jednym miesiącu opowiadanie bogaciło się o dwa rozdziały. Jeśli ktoś chce być informowany, proszę zostawić swój numer gg lub e-mail.

Pozdrawiam
Meg

9 czerwca 2011

Rozdział 1 Przyjaciółka Śmierć

Śmierć i życie to nierozłączni przyjaciele. Jedno bez drugiego istnieć nie może... Ale dlaczego za każdym razem, kiedy dowiadujemy się o śmierci bliskiej osoby, jesteśmy tak bardzo zszokowani? Dlaczego płaczemy, skoro teoretycznie wiemy, że tak powinno być – że ludzie muszą rodzić się i umierać?
A co w sytuacji, gdy umierają osoby, które powinny być jednymi z najważniejszych w naszym życiu,a my...my nie czujemy nic? Żadnych łez, żadnego cierpienia, tylko niewielka pustka i wyrzuty sumienia, posądzanie się o brak człowieczeństwa.
W takiej sytuacji znalazła się niedawno dziewczyna, o której wszyscy mówili, że jest miłą, ciepłą, wrażliwą osóbką. Każdy wiedział, że nie przejdzie obojętnie obok cierpiącego człowieka i zawsze udzieli pomocy, nawet tym, do których nie pała gorącymi uczuciami.
Dlatego wpatrywali się w nią zdziwieni, gdy usłyszawszy tragiczną wiadomość o śmierci jej rodziców, nie rozpłakała się, nie wpadła w histerię, nawet nie posmutniała. Żaden mięsień na jej twarzy nie drgnął, kiedy stojący przed nią policjant znudzonym głosem opowiadał o wypadku.
Teraz, po pogrzebie, nie rozmawia z nikim. Siedzi skulona na fotelu i patrzy nieobecnymi oczami.
Ludzie mówią, że od dnia wypadku zachowuje się jak spłoszone zwierzę. Nie rozmawia z nikim i nawet dziś żadna osoba nie podeszła do niej by złożyć kondolencje.
A ona siedzi tam i drży z zimna podczas gdy tłum ludzi, umownie nazwany rodziną, oblega jej dom. Nikt nie rozumie tego, co czuje to zagubione dziecko. Nikt nie chce powiedzieć, że jest mu przykro z powodu ich śmierci, bo ona wie, że to nieprawda i jej puste nieobecne oczy zdają się patrzeć na nich jak przez rentgen. Przez chwilę wydawało im się, że zobaczyli w jej oczach kpinę, gdy jakaś ciotka zaniosła się szlochem nad zmarłymi.
Żaden z tych ludzi nie wiedział, że dziewczyna przechodzi właśnie jeden z najtrudniejszych okresów w swoim życiu. W jej głowie toczyła się prawdziwa walka myśli. A wszystko przez to, że nie umiała poradzić sobie z własnymi emocjami. Nie rozumiała, tego co czuje.
Czy to nie zabawne, że tylu ludzi przyszło na ich pogrzeb, tylko po to, aby zobaczyć jak ja zniosłam ich śmierć? Chodzą po domu z minami męczenników i powtarzają w kółko jak papugi, które nauczyły się kilku zdań: „Strasznie mi przykro”, „Wiem co czujesz”, „Nie możesz się załamać. Oni chcieliby żebyś była szczęśliwa”.
Najgorsze jest to, że ja nie czuję nic. Nie jest mi przykro. Nie czuję nawet smutku. Sądzę, że nie powinni umierać i szkoda mi ich jak szkoda mi jest każdego nieżyjącego człowieka. Nie potrafię płakać nad ich śmiercią. Wszystkie łzy wypłakałam za ich życia i teraz obiecałam sobie, że już więcej żadna łza nie spłynie w kałuże łez z ich powodu.. Noc przed ich śmiercią była ostatnią nocą, gdy leżałam bezsilna łkając do poduszki, a po policzkach spływały mi łzy upokorzenia i niezrozumienia.
Wtedy nie łudziłam się nawet, że to wszystko skończy się tak wcześnie. Myślałam, że jeszcze przez dwa lata będę musiała wracać codziennie po szkole do znienawidzonego budynku, którego nawet nie mogę nazwać domem...
Teraz moja przyszłość zależy od któregoś z krewnych. Sama mieszkać nie mogę, ale nie sądzę, żeby któryś z tych zadufanych w sobie, egoistycznych ludzi podjął się utrzymywania mnie. Zadbać o siebie umiem sama. Samodzielności musiałam się uczyć już od najmłodszych lat. Nie mogłam powiedzieć, że nie daję sobie rady, że potrzebuję pomocy, że życie jest za trudne, aby iść przez nie samemu bez nikogo, na czyim doświadczeniu mogłabym się oprzeć. Jako dziecko bardzo pragnęłam ciepła, ale rzadko je dostawałam.
Mimo tego, że rodzice tak bardzo mnie krzywdzili to jako mała dziewczynka, a potem nastolatka wchodząca w okres dojrzewania, pragnęłam przy nich być. Pragnęłam opowiadać im swoje myśli, nawet jeśli za każdym razem zostawałam wyśmiana i upokorzona. Nie odczuwałam wtedy nienawiści. Ja tylko chciałam, żeby mama podeszła do mnie, przytuliła mnie i powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Sama uparcie wierzyłam w to, że jeszcze będę szczęśliwa. Ale nie byłam...



A teraz śpij, teraz śpij
i zapomnij o tym, co widziałeś, co słyszałeś, co przeżyłeś i...
pomyśl, że to sen, że to wcale nie działo się.
Tak będzie lepiej.
Śpij...”


Trzeci wymiar – Zapomnij o tym



                                                _________________________


Witajcie!

Oto kolejny rozdział. Nie wnosi on nic do akcji, ale od tego się wszystko zaczęło i w późniejszym czasie to wydarzenie będzie miało duże znaczenie. Nie wiem kiedy ukaże się następny rozdział, ale spróbuję go dokończyć w weekend, więc może w niedzielę zastaniecie tu nowy rodział : )

Pozdrawiam
Meg

4 czerwca 2011

Prolog

- Pójdę się ubrać – rzuciła i zgarnęła z krzesła ubrania, którymi się zasłoniła, ale
nie wykonała nawet dwóch kroków, bo ten arogancki typ zagrodził jej drogę. Podszedł do niej i wyjął ubrania z jej rąk.
- Wstydzisz się? - bardziej stwierdził niż zapytał, podchodząc i przeglądając się jej sylwetce.
- Nie, nie. Ja tylko...Trochę... - zażenowana spuściła wzrok.
- Spójrz na mnie! - rozkazał, ujmując palcami jej podbródek i zmuszając do spojrzenia sobie w oczy – Jesteś piękna.
Na te słowa prychnęła pogardliwie. Nigdy nie wierzyła w miłe słówka rzucane pod jej adresem. Miała wiele kompleksów i zawsze kiedy patrzyła na swoje ciało czuła obrzydzenie. Ale on błyskawicznie znalazł się przy niej i zanim zaczęła prostestować rozpiął połowę guzików przy koszuli, którą miała na sobie.
- Co robisz..? - w jej głosie słychać było drżenie. Fala gorąca ogarnęła jej ciało. Nie bała się go. Mimo że go nie znała,to pragnęła jego bliskości. Zakręciło się jej w głowie, gdy poczuła zimny dotyk jego rąk. Koszula upadła na podłogą, a ona stała przed nim w samej bieliźnie, z piekącymi ze wstydu policzkami. Wziął ją za rękę i pociągnął za sobą tak łatwo jakby była kukiełką. Postawił przed lustrem, a sam stanął z tyłu i objął ją w pasie.
- Czemu nie możesz zobaczyć tego, co widzę ja, gdy na Ciebie patrzę...
- A co widzisz? - spytała piskliwym głosem, nie będąc pewna, czy chce znać odpowiedź.
- Widzę młodą, śliczną kobietę o cudownej urodzie, a przede wszystkim, o pięknym wnętrzu...

                                                 ________________

Witajcie!
Niektórzy z was znają mnie z poprzedniego opowiadania, którego niestety nie dokończyłam. Teraz pragnę znów pisać, ale zabiorę się do tego inaczej. Fabuła będzie ta sama, główna bohaterka – Megan – też. Pozmieniam wydarzenia i odejmę paru wampirów, bo co za dużo, to nie zdrowo, prawda? Mam nadzięję, że bądzie mi dane skończyć chociaż to opowiadanie. Teraz – przed wakacjami i w ich trakcie – będę miała więcej czasu na pisanie, więc mam nadzieję, że znajdą się czytelnicy, którzy będą ze mną do samego końca...

Pozdrawiam
Meg ; )