1 maja 2012

Rozdział 15 Żal


- Dlaczego?

Megan zdała sobie sprawę, że nie powinna była o to pytać. Pomyślała, że przez swoją głupotę przywołała jakieś nieprzyjemne wspomnienia.

- Przepraszam – powiedziała ze skruchą.

Spojrzał na nią zdziwiony, jakby zapomniał, że w pokoju jest ktoś oprócz niego.

- Nie musisz odpowiadać. Nie powinnam była...

Nie chciała nawet myśleć o tym, ile musiał widzieć przez te trzy stulecia. Ile doświadczył bólu i cierpienia. To wszystko musiało odcisnąć na nim piętno. Dlatego czasem wydawał jej się zgorzkniały i trochę...okrutny.
Ona sama choć miała dopiero kilkanaście lat, zdążyła już odczuć jacy ludzie są podli i nieokrzesani. Dopiero wtedy zauważyła jak ważne jest, żeby doceniać każdy ciepły uśmiech, który od kogoś dostała.
Zdała sobie sprawę, że od kilka minut była obiektem obserwacji pewnego wampira. Spojrzała na niego, na co on lekko się uśmiechnął. Pomyślała bezwiednie, że ma naprawdę śliczny uśmiech.

- Przepraszam, zamyśliłam się.

Westchnął smutno i zrobił coś, na co nie była przygotowana. Uniósł dłoń i delikatnie pogładził opuszkami palców jej policzek. Zarumieniła się w reakcji na tę niespodziewaną pieszczotę.

- Przepraszasz mnie już dzisiaj po raz trzeci – powiedziała cicho, przeczesując wzrokiem jej twarz – a to ja powinienem błagać cię o wybaczenie...

Pokręciła głową.

- Nie. Nie musisz. I proszę, nie rozmawiajmy o tym.

- Na pewno tego chcesz? - zapytał

- Na pewno.

Usmiechnęła się do niego, ale bez przekonania. Colin odwzajemnił usmiech i odsunął się wbijając w nią zmartwiony wzrok.
Przez chwilę siedzieli w ciszy.
Megan czuła, że lepiej zrobi nie poruszając więcej tego, przykrego dla nich obojga, tematu. Ostatecznie przecież każdy ma prawo popełniać błędy. Co prawda, ten jego był naprawdę wielki, ale dziewczyna wiedziała, że Colin żałuje tego co zrobił. A skąd wiedziała? Przeczucie? A może coś zupełnie innego?


* * *

Przy stole siedziała kobieta, której ciałem nieprzerwanie wstrząsał szloch. Jej jasne włosy wisiały w strąkach, a po twarzy płynęły potoki łez. Wyglądała na jakieś pięćdziesiąt lat, choć w rzeczywistości liczyła tylko trzydzieści osiem.
W ręku ściskała fotografię, z której patrzyła na nią uśmiechnięta nastolatka.
Rozległ się dźwięk dzwonka. Kobieta poderwała się z krzesła i podbiegła do drzwi. Wpuściła do środka policjanta, którego zdążyła kilka razy widzieć u siebie w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Wiedziała, że wygląda okropnie, ale w ogóle się tym nie przejmowała.
Wbiła w funkcjonariusza natarczywe spojrzenie.

- Co z nią? - zapytała zmęczonym głosem, w którym jednak pobrzmiewała nadzieja – Co z Megan? Znaleźliście ją?

Po minie stojącego przed nią mężczyzny poznała, że nie ma on do przekazania dobrych wiadomości. Westchnął przeciągając nadejście nieuniknionego. Widać, że nienawidził sytuacji takich jak ta. W końcu powiedział:

- Niestety, robiliśmy wszystko co w naszej mocy. Przepytalismy wszystkich z jej szkoły, ale...nie udało nam się jej znaleźć. Przykro mi.

Ciotka Megan wybuchnęła długo powstrzymywanym płaczem. Chciała usiąść na krześle, ale zachwiała się, zbyt osłabiona, żeby chodzić.
Policjant podtrzymał ją i pomógł usiąść. Podał jej chusteczki i skierował się do wyjścia. Zawachal się z ręką na klamce.

- Zawsze trzeba mieć nadzieję – powiedział z pokrzepiającym uśmiechem i wyszedł.

Ale kobieta płakała dalej. Usiadł przy oknie i szeptała do siebie, jak w szaleństwie:

- Megan...moja mała Megan...moja malutka...