- Dlaczego?
Megan zdała sobie sprawę,
że nie powinna była o to pytać. Pomyślała, że przez swoją
głupotę przywołała jakieś nieprzyjemne wspomnienia.
- Przepraszam – powiedziała
ze skruchą.
Spojrzał na nią zdziwiony,
jakby zapomniał, że w pokoju jest ktoś oprócz niego.
- Nie musisz odpowiadać. Nie
powinnam była...
Nie chciała nawet myśleć o
tym, ile musiał widzieć przez te trzy stulecia. Ile doświadczył
bólu i cierpienia. To wszystko musiało odcisnąć na nim piętno.
Dlatego czasem wydawał jej się zgorzkniały i trochę...okrutny.
Ona sama choć miała dopiero
kilkanaście lat, zdążyła już odczuć jacy ludzie są podli i
nieokrzesani. Dopiero wtedy zauważyła jak ważne jest, żeby
doceniać każdy ciepły uśmiech, który od kogoś dostała.
Zdała sobie sprawę, że od
kilka minut była obiektem obserwacji pewnego wampira. Spojrzała na
niego, na co on lekko się uśmiechnął. Pomyślała bezwiednie, że
ma naprawdę śliczny uśmiech.
- Przepraszam, zamyśliłam
się.
Westchnął smutno i zrobił
coś, na co nie była przygotowana. Uniósł dłoń i delikatnie
pogładził opuszkami palców jej policzek. Zarumieniła się w
reakcji na tę niespodziewaną pieszczotę.
- Przepraszasz mnie już
dzisiaj po raz trzeci – powiedziała cicho, przeczesując wzrokiem
jej twarz – a to ja powinienem błagać cię o wybaczenie...
Pokręciła głową.
- Nie. Nie musisz. I proszę,
nie rozmawiajmy o tym.
- Na pewno tego chcesz? -
zapytał
- Na pewno.
Usmiechnęła się do niego,
ale bez przekonania. Colin odwzajemnił usmiech i odsunął się
wbijając w nią zmartwiony wzrok.
Przez chwilę siedzieli w
ciszy.
Megan czuła, że lepiej
zrobi nie poruszając więcej tego, przykrego dla nich obojga,
tematu. Ostatecznie przecież każdy ma prawo popełniać błędy. Co
prawda, ten jego był naprawdę wielki, ale dziewczyna wiedziała, że
Colin żałuje tego co zrobił. A skąd wiedziała? Przeczucie? A
może coś zupełnie innego?
* * *
Przy stole siedziała
kobieta, której ciałem nieprzerwanie wstrząsał szloch. Jej jasne
włosy wisiały w strąkach, a po twarzy płynęły potoki łez.
Wyglądała na jakieś pięćdziesiąt lat, choć w rzeczywistości
liczyła tylko trzydzieści osiem.
W ręku ściskała
fotografię, z której patrzyła na nią uśmiechnięta nastolatka.
Rozległ się dźwięk
dzwonka. Kobieta poderwała się z krzesła i podbiegła do drzwi.
Wpuściła do środka policjanta, którego zdążyła kilka razy
widzieć u siebie w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Wiedziała, że
wygląda okropnie, ale w ogóle się tym nie przejmowała.
Wbiła w funkcjonariusza
natarczywe spojrzenie.
- Co z nią? - zapytała
zmęczonym głosem, w którym jednak pobrzmiewała nadzieja – Co z
Megan? Znaleźliście ją?
Po minie stojącego przed nią
mężczyzny poznała, że nie ma on do przekazania dobrych
wiadomości. Westchnął przeciągając nadejście nieuniknionego.
Widać, że nienawidził sytuacji takich jak ta. W końcu powiedział:
- Niestety, robiliśmy wszystko
co w naszej mocy. Przepytalismy wszystkich z jej szkoły, ale...nie
udało nam się jej znaleźć. Przykro mi.
Ciotka Megan wybuchnęła
długo powstrzymywanym płaczem. Chciała usiąść na krześle, ale
zachwiała się, zbyt osłabiona, żeby chodzić.
Policjant podtrzymał ją i
pomógł usiąść. Podał jej chusteczki i skierował się do
wyjścia. Zawachal się z ręką na klamce.
- Zawsze trzeba mieć nadzieję
– powiedział z pokrzepiającym uśmiechem i wyszedł.
Ale kobieta płakała dalej.
Usiadł przy oknie i szeptała do siebie, jak w szaleństwie:
- Megan...moja mała
Megan...moja malutka...