29 września 2011

Rozdział 8 Przebudzenie

     Liście powoli zmieniały kolor. Barwy na dworze stały się głębsze. Wszędzie dominował zielony kolor, pięknie mieniący się w promieniach wiosennego słońca.
     Szare, nieprzyjemne dni tego roku już minęły. Teraz nastał czas lekkości i lenistwa.
Ludzie wybierający się na spacery ściągali ciepłe ubrania. Wszędzie słychać było śmiech. Atmosfera ta udzieliła się nawet zwierzętom.  
Psy biegały po ulicach, radośnie merdając ogonami.
     Ale był jeden człowiek, który nie pasował do tego krajobrazu. Wysoki chłopak, właściwie młody mężczyzna, szedł z podniesioną głową i ustami tak zaciśniętymi, że tworzyły wąską kreskę. Gdyby ktoś odważył się spojrzeć mu w oczy zobaczyłby bezgraniczną nienawiść. Sam widok jego postawy, z której emanowało coś niebezpiecznego, kazał ludziom trzymać się z daleka.
     Ale zajrzyjmy teraz do jego głowy. Jego myśli nie były wcale przyjemniejsze. Zostałem upokorzony przez tę sukę! A to JA miałem ją upokorzyć! Co ona sobie myślała?! Że ja tak po prostu jej odpuszczę...? O nie, ja nie zostawiam niedokończonych spraw. I jeszcze ten pieprzony wampir. Po jaką cholerę on tam wlazł?! Przez niego musiałem cztery godziny siedzieć w szpitalu i zmarnowałem już tyle czasu. A trzeba jeszcze obmyślić zemstę. O tak, ta zemsta będzie codownie słodka. Jeszcze będzie prosiła mnie o litość...
     Nie zauważył małego chłopczyka biegnącego z lodem w ręce. Wpadł na niego z impetem. Gdyby wzrok mógł zabijać, dziecko leżałoby już martwe. Zamiast tego uciekło z płaczem, zostawiając w tyle wściekłego mężczyznę z lodem spływającym po jego spodniach.


* * *

     Już po chwili pożałowałam tego, że w ogóle otworzyłam oczy. Na fotelu przede mną, jak gdyby nigdy nic, siedział ten...ten morderca...Tak, morderca, bo jakie inne słowo oddawałoby to, co wczoraj zobaczyłam? Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Nie bałam się, bo i po co? Jeśli chce mnie zabić to i tak to zrobi. W czym tu pomoże panika? Muszę teraz pomyśleć co mam zrobić.   
     Dlaczego nie zabił mnie tak...tak jak moich przyjaciół?
 - Już się obudziłaś. - To nie było pytanie. To było stwierdzenie. Postanowiłam się nie odzywać.
 - Przyjemnie się spało? - Siedziałam tam z miną obrazonego dziecka. Dziwne zachowanie jak na kogoś kto został porwany, ale nie miałam zamiaru się tym przejmować.
 - Nie podzękujesz mi? - Zerknęłam na niego zaskoczona i zobaczyłam szyderczy uśmieszek. Nie wytrzymałam.
 - Za co, niby miałabym ci dziekować, psychopato? Za za...zabicie moich przyjaciół? - zaczęłam krzycząc skończyłam prawie szlochając. Szybko powstrzymałam łzy cisnące mi się do oczu.
 - Nie, nie za to. To akurat był taki...hmm...drobny dodatek do udanego wieczoru... - Skuliłam się w sobie widząc błogość na jego twarzy. Jak on mógł? Kim on był? Dlaczego tacy ludzie chodzą po ziemi?
 - Jak...jak można być takim potworem..? - wyjąkałam i natychmiast tego pożałowałam. Wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie. Teraz przypominał wyglądem psychopatę z jakiegoś horroru. Myślałam, że zrobi mi krzywdę, że mnie uderzy, zabije...Zacisnął ręce na podpórkach fotela i przez chwilę walczył sam ze sobą. Po chwili podniósł się i skierował się ku drzwiom.
 - Powinnaś odpocząć. Położ się – rzucił przez ramię, nawet na mnie nie patrząc i wyszedł. Zostałam sama ze swoimi myślami na bardzo długi czas. Mimo chęci bycia dziecinną i zrobienia mu na złość udałam się w objącia Morfeusza. Na wpół przytomna pomyślałam jeszcze, że przecież powiedziałam prawdę...

11 września 2011

Rozdział 7 Domniemany przyjaciel cz. II

     Czułem wszystko. Czułem jej strach. Słyszałem słowa, które wypowiedział do niej ten dzieciak. Pierwszy raz od wielu lat poczułem współczucie. Była taka niewinna. Naiwna...
     Zobaczyłem coś czego wolałbym nigdy nie zobaczyć. Położył na niej te swoje brudne ręce. Myślałem, że moje serce było martwe. Myliłem się...
     Ogarnęła mnie wściekłość. Wściekłość na tego gówniarza i...na samego siebie. Coś drgnęło. Coś poczułem. Po raz pierwszy odkąd stałem się wampirem.
     A potem...Potem instynkt przejął władzę nad miom ciałem. Słyszałem krzyk. Rozdzierający krzyk, który sprawiał, że chciałem więcej. Mocniej. Chciałem krwi. Krwi tego chłopaka...
     Stanąłem nad nią umazany krwią z obłędem widocznym w oczach. Zemdlała. Nie wytrzymała mojego widoku. Bała się? Nie, ona się nie bała. Ona była przerażona.
    Rozejrzałem się. Po ścianach spływała krew. Wszędzie leżały rozrzucone szczątki. Ale jego nie było. Nie trafiłem w tętnicę. Uciekł.



  * * *

     Dziewczyna leżała nieruchomo na pościelonym łóżku. Oddychała. Nagle przez jej spokojną dotąd twarz przebiegł grymas bólu. Poruszyła się lekko, co nie było dobrym pomysłem, gdyż spowodowało jeszcze większy ból głowy. Nagle tama przytrzymująca jej myśli i wspomnienia pekła, a jej głowa została zalana strzępkami scen rozgrywających się poprzedniego dnia.
     Rozmowa. Strach. Dotyk. Brudny dotyk. Wstyd. I rozdzierający ciszę krzyk, a właściwie wrzask. Potem wszystko się uspokoiło. Przez krótką chwilę było spokojnie. I potem on. Ta twarz. I krew. Dużo krwi. Wszędzie krew. A potem ciemność...
     Megan otworzyła oczy. W pokoju, w którym się znajdowała było ciemno. Noc. Czas duchów i potworów.
     I znów przed jej oczami stanęła ta twarz. Tak niepodobna a zarazem ta samo. Wtedy widniała na niej czułość, ale też wzruszający ból. A wczoraj... Była prawie dzika. Jak u zwierzęcia.
     Nagle światło bijące od kominka rozjaśniło mrok pomieszczenia. I Megan zobaczyło coś czego wolałaby nigdy nie zobaczyć. Ta twarz...

                                               _______________________________

Wzięłam się w garść i coś wyskrobałam. Nie jest to arcydzieło, ale nic lepszego nie jestem w stanie teraz napisać. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam... Wiem, że strasznie mało, ale tak miało być. Niepotrzebnie dzieliłam na dwie części. No, cóż... Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Czy osoby, które mam informować o nowych notkach mogłyby jeszcze raz to napisać pod tą notką? Bo, szczerze mówiąc, nie wiem komu pisać powiadomienia, a komu nie.

Pozdrawiam
Meg

10 września 2011

Informacja

Witajcie!

Przepraszam Was, ale nie mam teraz czasu na pisanie. Poszłam do nowej szkoły i mam urwanie głowy. Postaram się w najbliższym czasie coś opublikować, ale nic nie obiecuję. Mam nadzieję, że Ci nieliczni, którzy to czytali nie zostawili mnie. Proszę o cierpliwość, bo na pewno będę kontynuować to opowiadanie.

Pozdrawiam
Meg