19 listopada 2011

Rozdział 12 Czy taką prawdę chciałaś znać?


   Usiadł na fotelu i wpatrzył się w ścianę, tak jakby nagle znalazł na niej coś ciekawego. Megan dalej stała przy drzwiach i zużywała właśnie resztki swojej cierpliwości. Po kilku minutach Colin ocknął się i spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem.

- Usiądź. - Gestem wskazał drugi fotel naprzeciwko siebie.

   Zignorowała to i dalej uparcie wpatrywała się w jego twarz, czekając na wyjaśnienia. Westchnął i odwrócił głowę. Kiedy znów na nią spojrzał Megan nagle zdała sobie sprawę, że on nie ma dwudziestu lat. W tej jednej jedynej chwili widać było tego zmęczonego życiem mężczyznę, który widział zbyt wiele.

- Ile masz lat? Tak naprawdę. - zapytała choć głosik w jej głowie podpowiadał, że to może go rozzłościć.

   Spojrzał na nią z zaciekawienie, a po chwili w jego oczach pojawiło się zrozumienie. Spuścił głowę.

- O wiele za dużo.

   Megan poczuła się jakby ktoś chciał zgnieść jej serce. Zapragnęła go jakoś pocieszyć, ale przytulenie go w tej sytuacji wydawało się idiotyczne. Dlatego tylko stała ze wzrokiem wbitym w jego smutne oczy. Po raz pierwszy odkąd go znała widziała go naprawdę. Nie dupka, na jakiego się kreował, tylko człowieka, który ma dosyć siebie samego.

- Ale jak to możliwe?

   Nieświadomie podeszła kilka kroków bliżej.

- Wyglądasz na najwyżej dwadzieścia dwa lata. - Zrobiła w powietrzu ruch ręką, jakby chciała uchwycić jakąś myśl, ale nie powiedziała już nic więcej.

- Powiedzmy, że już zawsze będę tak wyglądać. I to nie jest zależne ode mnie.

- Ale jak to..? - Usiadła na oparciu fotela, na którym siedział.   Chciała swoją obecnością dodać mu otuchy, ale on odskoczył prawie przewracając przy tym fotel. Podszedł do okna i wpatrzył się w krajobraz za oknem.

   Dlaczego to ją dziwiło? To nawet nie aż tak dziwne, jak na faceta, który trzyma w lodówce cały szpitalny zapas krwi. Właśnie. Krew...

- To była krew prawda? Tam, w lodówce...

   Uciszył ją ruchem dłoni. Po chwili podniósł wzrok, ale nie spojrzał na nią.

- Tydzień temu. Ten wieczór – twoje urodziny – przypomnij go sobie.

   Czy ona dobrze usłyszała? TEN wieczór? Już otworzyła usta, żeby powiedzieć mu, że może prosić o co chce, tylko nie o to, ale było już za późno. Przez cały tydzień spychała te wspomnienia w najdalsze zakamarki umysłu. Bała się ich. Nie chciała przeżywać tego po raz kolejny, ale nie umiała już dłużej powstrzymywać obrazów zalewających jej umysł.
   Usłyszała stłumiony głos.

- Przypomnij sobie. Skup się na tym co zobaczyłaś.

   Rozdzierający ciszę krzyk. Płacz. Błaganie. I krew. Dużo krwi. Całe morze krwi. Przerażający widok. Rozerwane ciała Allana i Sary. I kogoś pochylającego się nad błagającym o życie Adrianem. Colin. To już wiedziała wcześniej. Nagle coś przykuło jej uwagę. Z jego ust na brodę skapywała krew.
   Poczuła uścisk na ramionach. Rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała. Kominek, dwa fotele obite ciemnoczerwonym materiałem i mahoniowy stolik.

- Teraz już rozumiesz?

   Odwróciła się i zobaczyła pochylającego się nad nią Colina. Ból w jego oczach był jeszcze bardziej widoczny niż poprzednio.

- Miałaś rację – odezwał się cicho patrząc jej w oczy – jestem mordercą. Potworem.

   Wpatrywała się w niego przerażona. Chciała się cofnąć, ale zamiast tego, upadła na plecy. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że klęczała.

- Żeby żyć potrzebuję krwi. Muszę zabijać, żeby przeżyć.

   Podniosła się i powoli, na drżących nogach, cofała się w kierunku drzwi.

- Wtedy, w twoim pokoju, straciłem nad sobą kontrolę. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Jestem wampirem. Krwiożerczą bestią z najokropniejszych legend. Ale wtedy...chciałem cię chronić.

   Uderzyła plecami o ścianę. Colin nie poruszył się nawet o centymetr. Wpatrywał się w nią smutnym wzrokiem.

- On chciał cię skrzywdzić. Ja naprawdę chciałem go zabić. Ale przykro mi, że ucierpieli na tym twoi przyjaciele. Nie chciałem nic im zrobić. Nie chciałem cię skrzywdzić – przysunął się do niej i wyciągnął rękę. I to przeważyło szalę. Megan rzuciła się do drzwi i potykając się wbiegła po schodach. Zatrzasnęła drzwi i, po raz drugi podczas pobytu w tym domu, rzuciła się na łóżko. Tym razem jednak nie płakała.

7 komentarzy:

  1. Wow, no to zna już całą prawdę. Na pewno to wspomnienie było dla niej szokiem. Spychane do niepamięci i nagle tak wyraźne... Wcale sie jej nie dziwię, ze tak się przeraziła. Doskonale przedstawiłaś jej odczucia, to cofanie się do tyłu. Świetne.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. O.O coraz ciekawiej :D Ciekawe jaka bedzie reakcja Colina na, ze wybiegla. Tyle przezyc w tak krotkim czasie. To musi byc dla niej koszmar. Podziwiam Meg, ja bym nie wytrzymala... zycze jak najwiecej weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę bardzo się cieszę, że spodobało ci się moje opowiadanie :) Rzeczywiście, trzeba przyznać, że Ems nie ma szczęścia, co do nowych znajomości. Muszę przyznać, że i ja czekam na jakieś światełko w jej życiu. Mam nadzieję, że w końcu będzie mi dane coś takiego napisać - zamiary są, lecz na razie jakoś nie potrafię wpleść tam niczego "happy". W wolnej chwili zabiorę się za twoje opowiadanie, bo przeczytałam ten rozdział i naprawdę mi się spodobało - krew itp. to moje klimaty ;) Mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej ..chce więcej !! ten rozdział był .. sama nie wiem jak to ująć : zajebisty, wciągajacy ? tak to chyba najlepsze określenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej!
    Fajny rozdział. Mamy akcję dołącz jeszcze szypte romansu. Czekam na dalszy ciąg.
    TheBestDelenaFan

    OdpowiedzUsuń
  6. Krótki... No cóż, nawet jeśli napisałabyś setki stron dla mnie i tak byłoby mało. Stęskniłam się trochę za opowiadaniami o wampirach, chociaż ostatnio poczułam pociąg do innych gatunków niż fantasy. Szczerze,to jest jedyne opowiadanie o romantycznych wampach jakie czytam i podoba mi się. Jeszcze musisz trochę popracować nad opisami, ale jest ok- nawet bardzo. Pozdrawiam i życzę weny. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na nowy rozdział na [rain-on-the-desert]

    OdpowiedzUsuń